Na naszą skrzynkę dotarła wiadomość od czytelniczki Rzeszów24.pl. Sytuacja opisana w liście, dotyczy problemu z windami na osiedlu Nowe Miasto. Według tekstu zawartego w mailu, spółdzielnia nie reagowała na alarmy mieszkańców w tej sprawie.
Foto: Kacper Ciuba
Poniżej prezentujemy opisany w mailu apel naszej czytelniczki:
Redakcjo, Po cichu liczę na dziennikarskie wsparcie w rozwiązaniu problemu, jakim jest kompletny brak zainteresowania ze strony spółdzielni Nowe Miasto tym, jak funkcjonują windy w bokach przez nią zarządzanych.
Historia z soboty, 25 sierpnia: Jadę windą w bloku przy Rejtana 24 z narzeczonym i 2-miesięcznym synkiem. Między 1. a 2. piętrem winda się zatrzymuje i nie chce jechać dalej. Na nasze szczęście na korytarz 2 piętra wychodzi sąsiadka, która mówi, że jest już wyczulona na to, że co chwilę winda zacina się właśnie w tym miejscu. Usłyszała, to kolejna awaria. Dobrze, że wyszła – gdyby nie ona, nie mielibyśmy jak wezwać pomocy. Telefony zostały w domu.
Zadzwoniła na numer alarmowy spółdzielni. Głucha cisza, nikt nie odbiera. Dzwoni do konsultantki do centrali, a ta mówi, że ktoś z Rzeszowa podjedzie najwcześniej za 20 minut. A my w dusznej windzie, z maleńkim dzieckiem, które popłakuje, jest niespokojne.
Długo się nie zastanawiamy i prosimy, by zadzwoniła po straż pożarną. Ta zjawia się momentalnie, na sygnale. Silili się strażacy przy otwarciu drzwi. Wreszcie otworzyli zakneblowane wejście windy, wyciągnęli wózek, później wydostaliśmy się my.
I nie byłoby w tej historii nic szczególnego, gdyby nie fakt, że „przygoda” z windą między 1. a 2. piętrem przydarzyła się nam dziś po raz czwarty. Dwa razy jakimś cudem nie potrzebowaliśmy wsparcia i za pomocą przycisku w windzie „dojechaliśmy” do 2 pietra, dalej już schodami. Raz utknęłiśmy z sąsiadami i dzieckiem w wózku. W upale. Spółdzielnia zareagowała, zjawił się ktoś i ściągnął nas na 2 piętro (już wtedy usłyszeliśmy, że się temu przyjrzą). Dlatego, gdy zacięliśmy się czwarty już raz, decyzja o wezwaniu strażaków zapadła w sekundę. Tego było już za wiele… zwłaszcza, kiedy mowa o maleńkim dziecku.
Półtora miesiąca temu, narzeczony zgłaszał problem w spółdzielni. Obiecali, że to sprawdzą. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że nie tylko my mamy takiego pecha z windą. Coraz częściej słyszymy, że lepiej nie ryzykować i nią nie jeździć. Tylko, czy z tego powodu mam być razem z synkiem niewolnikiem ignorancji spółdzielni uwięzionym w mieszkaniu ze strachu, że znów się „zatniemy”między piętrami? Wózka nie zniosę, tym bardziej nie wniosę na górę. Zresztą, po coś jest ta winda.
Dlaczego o tym piszę właśnie do Was? Może materiał medialny w tej sprawie otworzy oczy władzom spółdzielni i ktoś rozwiąże ten problem. Nie obieca i oleje, a naprawi raz a porządnie. By straż pożarna nie musiała kolejny raz „robić robotę” za pracowników spółdzielni, którzy nawet nie odbierają telefonów alarmowych. Czy wreszcie zjawił się dziś ktoś ze spółdzielni? Nawet nie wiem. Bo nie dostaliśmy żadnej informacji ze spółdzielni.
Czy spółdzielnia zainteresuje się tym problemem? Mieszkańcy Nowego Miasta z pewnością poczuliby się wówczas bezpieczniej. Śledźcie nasz portal, gdzie już niebawem zaprezentujemy materiał nagrany z członkami Spółdzielni.
lub zaloguj się aby dodać komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz