REKLAMA

Damą być… Przemiana za sprawą „Projektu Lady”

Magdalena Lubacz  to uczestniczka obecnej edycji  programu  TVN „Projekt Lady”. Ma 25 lat i pochodzi z Mielca.  Ma duży dystans do siebie. Co jeszcze powinieneś wiedzieć? Przeczytaj wywiad.

zdjęcie: materiał nadesłany

 

Red.:  Czy udział w „Projekt Lady” bardzo zmienił Twoje życie?

Magdalena:Nawet nie spodziewałabym się, że aż tak bardzo. Przede wszystkim wcześniej żyłam z dnia na dzień. Nie miałam żadnych planów na życie – żyłam chwilą i tym co jest tu i teraz. Byłam lekkoduchem i najważniejsze były dla mnie spontaniczne zachowania.  Obecnie wiem, że tak naprawdę chcieć to móc! W końcu zaczęłam myśleć o swojej przyszłości i zaczęłam marzyć. Poza tym zmieniłam bardzo swój wizerunek, z którym nie mogłam się rozstać przez ostatnie 5 lat. Bardzo pomogło mi to w akceptacji siebie, z którą miałam spory problem, czego raczej nikt po mnie nie widział, ponieważ zawsze byłam bardzo pewną siebie osobą. Zawsze lubiłam robić wokół siebie szum i zależało mi na atencji innych ludzi. Obecnie jestem dużo bardziej stonowana i rozważna. Myślę, że to korzystna zmiana, bo mając 25 lat trzeba w końcu przestać być hedonistą i zacząć twardo stąpać po ziemi. Oczywiście ta cała przemiana nie zmieniła mojego poczucia humoru i dystansu do siebie. (śmiech)

 

Z którą z uczestniczek najlepiej się dogadywałaś? Czy wspierałyście się nawzajem?

Najlepiej dogadywałam się z Agnieszką Koszelak. Poznałyśmy się na castingu i od razu wiedziałam, że nadajemy na tych samych falach. Ogromnie ucieszyłam się, że obie dostałyśmy się do programu i że to właśnie z nią będę dzieliła komnatę w pałacu. Zawsze mogłam liczyć na jej wsparcie i tak jest do dziś. Mimo, że dzieli nas prawie 600km, to udało nam się spotkać po programie już trzy razy. Oprócz tego często do siebie dzwonimy. Oczywiście były momenty, że i z nią się pokłóciłam, ale w programie uczyli nas też umiejętnego rozwiązywania konfliktów, bez zbędnych emocji, więc wszelkie nieporozumienia rozwiązywałyśmy bardzo szybko i kulturalnie. Ale to nie jest tak, że tylko z Agnieszką mam kontakt. Założyłyśmy grupę na Messengerze, gdzie jest każda z nas. Tak naprawdę rozmawiamy ze sobą codziennie!

 

Najtrudniejszy moment w programie to..?

Szczerze mówiąc sporo było takich momentów. Idąc do programu byłam pewna, że będę tam jedną z najtwardszych dziewczyn, a okazało się, że na zajęciach z Panią Tatianą poruszałyśmy takie tematy, że nietrudno było zalać się łzami. Najwięcej emocji wzbudził we mnie chyba odcinek dotyczący rodziny i relacji z rodzicami. Zawsze podkreślałam, że mam najwspanialszych rodziców na świecie i mogę liczyć na ich wsparcie i pomoc w każdej sytuacji. Chyba nawet byli dla mnie zbyt nadopiekuńczy – co też nie było do końca dobre… W domu nigdy mi niczego nie brakowało – no właśnie, oprócz rozmów o naszych uczuciach. W programie sporym wyzwaniem było dla mnie napisanie listu, w którym opisuje wszystko za co im dziękuję i czego mi brakowało. To był przełom, bo właśnie tam po raz pierwszy powiedzieliśmy sobie słowa: „Kocham Cię”. Mam duży problem z mówieniem o uczuciach – okazało się, że nie tylko ja. Po emisji odcinka dostałam mnóstwo wiadomości, w których ludzie dziękowali mi za to co powiedziałam. Oglądając odcinek płakali i utożsamiali się ze mną. Niektórzy właśnie w ten dzień po raz pierwszy powiedzieli swoim rodzicom lub dzieciom, że ich kochają. Inni pisali mi, że postanowili napisać list, bo mówienie o uczuciach jest dla nich jeszcze zbyt trudne. Sporo osób pisało mi o swoich relacjach z rodzicami bardzo szczegółowo. Odpisywałam na te wiadomości chyba dwa dni, a z niektórymi osobami mam kontakt do dziś. To dla mnie ogromnie wzruszające, że mogłam w jakimś stopniu przyczynić się do zmian w czyimś życiu.

 

Czy mogłaś liczyć na wsparcie najbliższych, gdy zdecydowałaś się na udział w projekcie?

Nie da się na to odpowiedzieć jednym zdaniem. (śmiech) Od początku o tym, że wysłałam zgłoszenie do programu wiedziała moja mama i przyjaciółki – wszystkie oczywiście mi kibicowały. Strasznie bałam się powiedzieć o tym, że się dostałam do Projektu mojemu tacie i bratu. Tata dowiedział się o wszystkim tak naprawdę tydzień przed moim wyjazdem, a jego reakcja była dla mnie dziwna, bo właściwie jej nie było – chyba był w szoku. (śmiech) Brat na początku powiedział, że chyba mi odbiło, ale finalnie wszyscy mnie bardzo wspierali i trzymali za mnie kciuki od samego początku. W pałacu mogłyśmy dzwonić z telefonu stacjonarnego do naszych bliskich i nie ukrywam, że ich wsparcie nie raz dawało mi kopa w chwilach zwątpienia.

 

Opowiedz co nieco na temat mentorek. Czy były one dla Ciebie prawdziwym wzorem?

Oczywiście, że tak! Są dla mnie wzorem do dziś. W telewizji nie ma pokazanego wszystkiego co działo się w programie, z uwagi choćby nawet na czas antenowy. Zarówno Pani Tatiana jak i Pani Irena to bardzo ciepłe i wyrozumiałe osoby. Podobało mi się, że podczas rozmów w gabinecie nigdy nie mówiły dosłownie, co poszło nie tak, tylko używały – jak ja to nazywam -„słów kluczy”. Dzięki takim zagadkom budziły się we mnie refleksje i mogłam na spokojnie wyciągać wnioski. Inaczej byłoby gdybyśmy wszystko dostawały od nich „na tacy”. To bardzo inteligentne kobiety i uważam, że na każdej z ich lekcji chłonęłam wiedzę jak gąbka, bo wiedziałam po co tam jestem. Wszystko czego się od nich dowiadywałam było dla mnie bardzo ważne i za każdym razem fascynujące. Staram się wykorzystywać zdobytą dzięki nim wiedzę w codziennym życiu.

 

Przeszłaś bardzo korzystną metamorfozę.  Czy po programie również malujesz się i ubierasz tak, jak doradzali  Ci styliści?

Staram się. (śmiech) To nie jest takie proste zrezygnować po latach ze swojego wizerunku w stu procentach. Nadal lubię dosyć wyrazisty makijaż, ale wykonuje go już w dużo subtelniejszej wersji, co podoba się moim obserwatorom i widzą sporą różnicę pomiędzy tym co jest, a tym co było. Jeżeli chodzi o moją garderobę to faktycznie zrezygnowałam z bardzo skąpych sukienek i kiczowatych dodatków na rzecz eleganckich stylizacji. Nie jest tak oczywiście codziennie. Mamy wakacje i często można mnie gdzieś zobaczyć w krótkich szortach i zwiewnej bluzeczce, ale nie popadajmy w skrajności. Teraz najważniejsze jest to, że potrafię dopasować stylizację i makijaż do danej sytuacji, a z tym miałam kiedyś duży problem…

 

„Bez doczepów jestem nikim” Czy dalej tak uważasz?

(śmiech) Uwielbiam to pytanie. Zadaje mi je każdy… Nawet nie pamiętam, że to kiedyś powiedziałam, ale widocznie to siedziało tak głęboko w mojej głowie, że nawet nie kontrolowałam tego co mówię…  Włosy sięgające mojego pasa doczepiałam od chyba siedmiu lat. Każda fryzura krótsza niż moje „cudowne” 55cm doczepów była w moim mniemaniu mało seksowna i mało kobieca. (śmiech) Obecnie uważam, że nigdy nie wyglądałam bardziej kobieco niż teraz – we włosach sięgających zaledwie kilka centymetrów za moje ramiona. Zadziwiające jest to, że wiele osób próbowało mi uświadomić to, że wcale nie wyglądam korzystnie, a ja zrozumiałam to dopiero w programie. To dzięki temu, że naprawdę wiedziałam po co tam jestem i  byłam gotowa na wszystko.

 

Twoje motto życiowe?

Poświęcaj tyle czasu na ulepszanie siebie, byś nie miał go na krytykę innych. – Christian Larson

 

Czy często zdarza się, że ktoś rozpoznaje Cię na ulicy?

Jeżeli chodzi o moje rodzinne miasto czyli Mielec, to tu rozpoznawali mnie jeszcze przed programem (śmiech). Oczywiście żartuję, ale z racji tego, że spędziłam tu większość swojego życia to jednak znam sporo ludzi, których codziennie mijam, a oni doskonale wiedzą kim jestem. Mile zaskoczona byłam, gdy podczas pobytu Warszawie podchodzili do mnie ludzie w galerii handlowej, w restauracji czy na dyskotece i chcieli zrobić sobie ze mną zdjęcie i zadać mi kilka pytań. Gdy ktoś rozpoznaje mnie w innym mieście niż Mielec, to zdaję sobie sprawę jaką moc ma telewizja. (śmiech) Czasami jest tak, że widzę, że ktoś mnie rozpoznał, ale wstydzi się podejść i tylko szepcze coś do drugiej osoby na ucho i zaraz oboje się na mnie patrzą – wtedy po prostu się do nich uśmiecham.

 

W 2015 roku brałaś udział w wyborach Miss Mielca. Co było dla Ciebie większym wyzwaniem udział w projekcie czy w wyborach?

Oczywiście większym wyzwaniem był dla mnie udział w Projekcie, ponieważ był to długotrwały proces, wybory Miss to raczej epizod, ale za to bardzo ważny epizod. Dzięki udziałowi w wyborach Miss Mielca zrozumiałam, że świetnie czuje się na scenie. Kiedyś trochę występowałam, bo jako dziecko śpiewałam, ale było to naprawdę bardzo dawno temu. Chciałam zobaczyć czy jestem jeszcze w stanie występować przed publicznością i przed kamerami już jako dorosła kobieta. Okazało się, że adrenalina, która jest skutkiem ubocznym takich wystąpień napędza mnie do działania. Po tym wydarzeniu wzięłam jeszcze udział w pokazie mody, ale później już nic nie działałam w tym kierunku. Wysyłając zgłoszenie do Projektu wiedziałam już, że obecność kamer nie będzie w żaden sposób mi przeszkadzać.

 

Czy były w programie momenty, w których miałaś dość, nie chciałaś już się zmieniać?

Szczerze mówiąc ani razu nie miałam takiego momentu. Z każdym zadaniem byłam coraz bardziej zmotywowana do tego, żeby dawać z siebie 100%! Porażka nigdy nie podcinała mi skrzydeł, a raczej byłam jeszcze bardziej skupiona na tym, żeby następnym razem dać z siebie jeszcze więcej. Widziałam codziennie ile daje mi to, czego się tutaj uczę. Dla mnie było to łączenie przyjemnego z pożytecznym, dlatego nigdy się nie poddawałam i cieszyłam się nawet z małego sukcesu.  Chyba nigdy jeszcze nie byłam tak zdeterminowana jak podczas trwania programu. Nauczyło mnie to tego, żeby nigdy się nie poddawać, a przed programem mi się to często zdarzało – często traciłam do czegoś zapał.

 

Twoje plany na przyszłość?

Przede wszystkim chcę się usamodzielnić. Planuję wyjechać do Warszawy i tam zacząć swoje dorosłe i w końcu odpowiedzialne życie. Póki co miałam sporo do nadrobienia na studiach przez moją nieobecność i  dopiero zakończyłam sesję egzaminacyjną. Trochę mnie to zablokowało w realizacji planów dotyczących przeprowadzki, ale już wkrótce wszystko sobie poukładam. A co do moich planów zawodowych to chciałabym realizować się w branży kosmetycznej, czyli w tym od czego tak naprawdę zaczynałam i co zawsze wychodziło mi najlepiej. Tym razem bym się tak szybko nie poddała.

Rozmawiała Monika Tarała

16-07-2018

Udostępnij ten artykuł znajomym:

Udostępnij

Napisz komentarz przez Facebook


lub zaloguj się aby dodać komentarz


Pokaż więcej komentarzy (0)